MENU

profilki

Totalna PorażkoLandia

Totalna PorażkoLandia

sobota, 24 sierpnia 2013

"Totalna Porażka: 12 godzin męki"- cz.2

Pierwsze piętro... korytarz...


Courtney: Chodzimy cały czas i nic nie mamy

Scott: (idzie obok niej znudzony) Pewnie musiał porządnie schować ten milion

Courtney: Ale tu nie ma nawet żadnego pomieszczenia

Scott: (wchodzi na coś i się zatrzymuje. Schyla się i podnosi klucze) Zobacz, co mam

Courtney: (zatrzymuje się również i się odwraca) Co nam po kluczach, jeśli nie mamy walizki?

Scott: (schyla się po następne klucze) Oo, jeszcze jedne (prostuje się) Ale jak nam się uda zdobyć walizkę to mamy czym otworzyć

Courtney: (patrzy w górę) Walizkę łatwo otworzyć bez klucza. Chodzi o to aby mieć walizkę, nie klucze

Scott: Po co się trudzić bez kluczy? Nie rozumiem Cię (chowa klucze)

Courtney: Nie ważne (patrzy wciąż w górę) Tam jest jakiś schowek

Scott: Gdzie? Na suficie? (spogląda w górę) Kto przykleja szafkę na sufit?

Courtney: Podnieś mnie. Spróbuję do niej dosięgnąć

Scott: Nie mogę. Od kiedy rekin mnie pogryzł, mam uszkodzony kręgosłup

Courtney: (przewraca oczami) To po co ja właściwie z Tobą idę?


*kibelek zwierzeń*

*Scott: Aby Cię oskubać z wygranej*


Scott: Abyśmy się mogli podzielić kasą. Weź sama nic nie wskórasz, a ja przynajmniej znalazłem klucze

Courtney: Bez użyteczne klucze

Scott: Tego się dopiero dowiemy czy bezużyteczne

Courtney: Masz jakiś pomysł, aby otworzyć tą szafkę?

Scott: Pomyślmy (położył rękę na podbródek) Potrzebna nam jest drabina

Courtney: Brawo geniuszu, a skąd chcesz wziąć drabinę?

Scott: Jeszcze nie wiem

Courtney: Po prostu mnie podnieść

Scott: Mówiłem, że nie mogę

Courtney: Poświęć się dla kasy

Scott: (przewrócił oczami) Okay... (pochylił się opierając rękami o kolana) Wskakuj

(Courtney weszła mu na barki)

Scott: (zaczął się powoli prostować) Nie jest tak źle, nie jesteś ciężka

Courtney: (krzywi się) A czy ja wyglądam na ciężką?

Scott: Za dużo pytań zadajesz. Spróbuj to otworzyć szybciej

Courtney: (kiwa się próbując dosięgnąć) Możesz stać spokojnie?

Scott: I znowu pytanie zadajesz. Przecież stoję spokojnie (ugina pod sobą lekko kolana)

Courtney: (macha ręką chcąc dosięgnąć do rączki) Jeszcze... trochę... już... kawałek... (ostatnim ruchem chwyciła) Udało się!  Łooo, aa!

Scott: (pochyla się maksymalnie do przodu i zrzuca Courtney) Mój kręgosłup!

Courtney: (uderza tyłkiem o podłogę) Miałeś stać spokojnie!

Scott: (z bólem się prostuje) Będziesz mi winna terapeutę!

Courtney: (wstaje i patrzy do góry) Ta szafka jest pusta!

Scott: Wyleciał z niej klucz. Jest obok Ciebie

Courtney: (schyla się po klucz) Nie potrzebny mi (rzuca za siebie)

Scott: (łapie klucz) Do Ciebie nie dociera czy co?

Courtney: Teraz to Ty zadajesz pytania

(razem poszli dalej)


Parter... Korytarz...


Cameron: (podekscytowany) Teorie Einstein'a były niesamowite. Tak jak odkrycie emisji wymuszonej. Albert znał się na rzeczy

Harold: A wiesz o tym, że był dyslektykiem i powtarzał rok nauki w szkole?

Cameron: (zdziwiony) Doprawdy? (zatrzymuje się przed drzwiami) Harold?

Harold: (idzie dalej) Tak, dlatego mnie to nie przekonuje mimo, że wyjaśnił efekt fotoelektryczny

Cameron: Zatrzymaj się

Harold: (zatrzymuje się i odwraca) O znalazłeś drzwi (podchodzi bliżej i łapie za klamkę)

Cameron: Stój!

Harold: Hę?

Cameron: Tam może być jakaś pułapka

Harold: To jak mam je otworzyć?

Cameron: Kiedy będziesz otwierał drzwi schowamy się za nimi i poczekamy za nim pułapka minie

(Harold skinął głową i chwycił znowu za klamkę. Powoli pociągnął do siebie drzwi chowając się za nimi z Cameron'em. Po chwili z pokoju wyleciała strzała, która wbiła się w ścianę w korytarzu)

Harold: Miałeś rację (zrobił krok, ale Cameron chwycił go za nadgarstek)

Cameron: Czekaj! To nie wszystko

(kolejna strzała wyleciała z pomieszczenia i wbiła się w ścianę)

Cameron: (puścił go) Teraz droga wolna

Harold: Skąd wiedziałeś?

Cameron: O pułapkach? Dokładnie przypatrzyłem się terenowi


*kibelek zwierzeń*

*Cameron: Tak naprawdę to od kiedy wyszedłem z balona dokładnie przyglądam się światu. Również w grę wchodzi to, że obejrzałem po kilka razy wszystkie odcinki totalnej porażki. Biorąc też przebiegłość i rozumowanie Chris'a wyszło mi w obliczeniach (pokazał tablice z bazgrołami) że w 98% mogę przypuszczać, gdzie jaka pułapka się znajduje*


Harold: (zagląda do środka i widzi łoże z kościotrupem) Trup! (chowa się znowu za drzwi)
Cameron: Jaki trup? (patrzy do środka i widzi Lighting'a nieprzytomnego) To nie jest trup! (wchodzi do środka)


Komnata...


Cameron: (podbiega do Lighting'a i go tyrpie) Hej, wstawaj!

Lightning: (otwiera oczy) Balonowy chłopiec?

Harold: (wchodzi do środka i podchodzi do łoża dotykając trupa) To tylko guma

Lightning: (szybko wstaje) Wcale nie zemdlałem od widoku tego denata (złapał kościotrupa za szyje i z pogardą rzucił o podłogę)

Harold: (zdziwiony widzi miniaturkę walizki) Co? (bierze do ręki)

Lightning: Lightining... kurcze!


*kibelek zwierzeń*

*Lightning: Nie jestem lamerem. Tylko czasami się zapominam*


Lightning: Znaczy się ja byłem tu pierwszy i to należy do mnie (zabrał Haroldowi minaturkę walizki)

Harold: (wnerwiony) Hej, to moje!

Lightning: No wiesz, dzięki Ci Cam za to że mnie ocuciłeś, ale wygranej wam nie oddam

Cameron: Lightining czy na prawdę sądzisz, że do takiej małej walizeczki mogli wstadzić milion dolarów?

Lightning: (przez chwilę przygląda się walizeczce i myśli) Gdyby tą kasę poskładać to może by weszło...?

Harold: Ta walizka ma 10x15 cm. Musiało by wejść do niej 10 tysięcy 100 dolarowych banktonów, a to nie możliwe

Lightning: (patrzy na nich podejrzliwie) Lightning... (do siebie po cichu) Ah mam to gdzieś! (normalnie) Lightning nie jest głupi. Wy coś kombinujecie

Cameron: Bo to prawda. Pieniądze się nie zmieszczą za to klucz tak (zasłonił szybko buzię)

Lightning: (zadowolony z siebie) Haha! (otwiera walizeczkę i wyciąga klucz po czym chowa do kieszeni) Na razie ofermy! (wybiegł z komnaty)


*kibelek zwierzeń*

*Cameron: Dlaczego się wygadałem?!*


Harold: (krzywi się) Gratulacje mózgu! Zabrał nam klucz!

Cameron: Mogłeś go zatrzymać

Harold: Nie miałbym nawet tyle siły, żeby zablokować mu drogę

Cameron: To mogłeś zamknąć drzwi (strzała przelatuje mu nad głową)

Harold: To Ty zwaliłeś sprawę i Ty mogłeś je zamknąć! (coś klepie go po ramieniu) Chwileczkę. To nie jest moja wina- (przerywa i odwraca głowę)

Kościotrup: (trzyma w łapie swoją czaszkę) Jestem z gumy, tak?

Harold i Cameron: Aaaaa! (zaczęli krzyczeć i wybiegli z pomieszczenia)

Kościotrup: Co za ludzie! Nie dadzą się szkieletowi nawet wyspać


Korytarz...


(Harold i Cameron zamykają szybko drzwi)

Harold: (ciężko oddycha) Nic nam na razie nie grozi (wzdycha i odchodzi)

Cameron: (widzi, że się oddala) Gdzie idziesz?

Harold: Szukać miliona. Już z Tobą sie współpracuje. Wolę swoich kumpli (odszedł)


*kibelek zwierzeń*

*Harold: Ten typek działał mi na nerwy. Przy okazji czułem się przy nim nie swojo*

*Cameron: (przygnębiony) Nie słusznie się do niego odezwałem, bo to ja spaprałem sprawę. Trudno, nie będę go gonił. Może uda mi się znaleźć Zoey albo Mike albo ich oboje, bo pewnie poszli razem. Z nimi podzieliłbym się wygraną, bo oni są najlepszymi przyjaciółmi (myśli) Czemu z nimi wcześniej nie poszedłem?*


Na schodach...


(Bridgette i Trent idą w górę)

Bridgette: Strasznie dużo tych schodów

Trent: Wydaje mi się, że jesteśmy w wieży

Bridgette: (rozgląda się i widzi zaookrąglone ściany) Nie wiem nawet, co ja tu robię. Chciałam tylko odpocząć w SPA

Trent: Ja też, ale przynajmniej dostaliśmy jakąś szanse

Bridgette: Geoff chciałby abyśmy mieli milion, a ja uważam, że wystarczy nam tyle ile zyskaliśmy poprzednio za prowadzenie programu

Trent: Sława i pieniądze uderzają ludziom do głowy. Mnie oficjalnie kasa by się przydała. Mógłbym wypromować płytę sam lub z chłopakami

Bridgette: Ty masz przynajmniej jakiś cel

(doszli do piętra i weszli przez rozbite drzwi)


Wieża...

Bridgette: (spadła jej na głowę kartka, którą chwyciła dłonią) "Podejdź do okna" (przeczytała i podeszła do okienka widząc dość sporą odległość aż do ziemi) Lepiej, żeby nikt stąd nie skakał

(w tle słychać syczenie)

Trent: (patrzy pod nogi) W-wąż!

Brigette: (oddala się od okna) Raczej kobra (poszerza oczy i udaje się powoli w stronę wyjścia)

(kobra pluje kwasem)

Trent: (odskakuje) Nic tu po nas

(oboje idą i zatrzymują się przed rozbitymi drzwiami widząc na schodach kilka innych kobr)

Bridgette: (przerażona) I co teraz?!

Trent: Musimy wyjść przez okno

Bridgette: Zwariowałeś? Widziałam jak tam jest wysoko!

Trent: A widzisz inną drogę?

Bridgette: (kobra pluje w jej stronę kwasem) Ja pierwsza! (podchodzi znowu do okienka i się na nie spina) Oby się nam nic nie stało


*kibelek zwierzeń*

*Bridgette: Chris mówił, że nie będzie łatwo, ale to co on tym razem zaplanował to jest chore psychicznie! (pokręciła palcem przy głowie)*


(Bridgette ostrożnie przechodzi przez okno i dotyka się ściany)

Trent: (dołącza do niej) Jeśli spadniemy to zgon na miejscu

Bridgette: Wyszliśmy przez okno i co dalej?

Trent: Są dwie opcje. Albo przeczekamy aż kobry sobie wypełzają, albo idziemy dalej i skaczemy z wieży na niżej położy mur

Bridgette: A którą opcję wolisz?

Trent: Myślę, że drugą, bo nie wiadomo ile czasu zajmie za nim kobry odejdą

Bridgette: Mam nadzieję, że dobrze wybrałeś

(oboje powoli zaczęli przesuwać się w prawo, aby dotrzeć do środka zamku. Trent zrobił krok i kawałek ściany wieży się odłubało)

Bridgette: (chwyciła go za rękę) Musimy iść wolniej (pod jej stopą też odłupał się kawałek ściany)

(przesunęli się jeszcze kawałek)

Trent: Teraz trzeba skakać

Bridgette: (patrzy na przepaść między murami) Czy zginę w tej chwili czy zginełabym 5 minut temu, bez różnicy (zamknęła oczy i skoczyła na wyznaczony mur) Udało się! (otworzyła oczy i uśmiechnęła się) Twoja kolej!

Trent: (z wachaniem) Powinno się udać (napiął się i skoczył na krawedź muru, którego się chwycił w ostatniej chwili) Aa! Pomóż!

Bridgette: (uklęknęła i pociągnęła go za ramiona wciągając na górę)  Już, jesteś bezpieczny

Trent: (wstaje) Dziękuje (otrzepuje się) Skąd masz tyle siły?

Bridgette: Ostatnio trochę ćwiczyłam (wstaje i spogląda w dół) Patrz, klapa! Dzięki niej znowu wejdziemy do zamku (wskazała palcem)

Trent: (kopnął w klapę po czym się otworzyła) No to ruszamy


Inna wieża...


(Zoey i Mike zatrzymuja się przed drzwi u szczytu wieży. Mike otwiera drzwi. Oboje widzą siedzącą na skrzyni Lindsay)

Lindsay: (unosi wzrok na nich) Przybyliście mnie tutaj uratować?! (krzyknęła zadowolona i wstała)

Mike: (zaskoczony) Niekoniecznie...

Lindsay: (spał jej uśmiech z twarzy) Oh...

Zoey: Dlaczego tutaj siedzisz?

Lindsay: (mówi szybko) Otworzyłam skrzynię i była w niej wiewiórka, która nie była taką zwykłą wiewiórką, bo strzelała laserami z oczu. Chciałam uciec stąd, ale drzwi były zamknięte. Potem wpadł wielki brązowy ptak i porwał tego okropnego gryzonia. Podeszłam z powrotem do skrzyni i była w niej walizka. Zabrałam ją i żeby tutaj nie tkwić wyszłam przez okno. Niestety to było złe posunięcie, bo z dołu Anne Maria zaczęła rzucać we mnie kamieniami i przez przypadek wypuściłam walizkę, którą miałam w zębach

Zoey: Anne Maria ma teraz walizkę?

Lindsay: Tak, razem z Gwen i Duncan'em

Mike: Gdzie poszli?

Lindsay: (dyskryminująco) Skąd ja mam to wiedzieć?

Zoey: (uśmiechnęła się) Chcesz iść z nami?

Lindsay: (uradowana podskoczyła do góry) No pewnie!


*kibelek zwierzeń*

*Mike: Nie żebym się czepiał, ale po co Zoey zapytała ją, żeby do nas dołączyła? Teraz nie zaproponuję jej randki i jeszcze boję się, że zrobię coś głupiego przez wciele się w Arentino*


Pod murami zamku... Podziemia...


(Brick i Jo idą podziemnym korytarzem, które jest oświetlane przez świece)

Jo: Zobacz kadecie, ciemność przeminęła

Brick: (oddycha z ulgą) Nie było tak źle

(Jo idzie i nic się nie odzywa)

Brick: O czym myślisz?

Jo: Zastanawiam się jak udowodnić temu siłaczowi, że ja jestem dziewczyną

Brick: Nie przejmuj się, ważne, że inni wiedzą, że ty to dziewczyna

Jo: (niezadowolona) Pierwsze co zrobie to za wygraną kupię te malowidełka

Brick: Chodzi Ci o kosmetyki? Nie musisz się zmieniać przez jednego gościa. To nie Twój styl. Ty jesteś typem męskiej kobiety

Jo: (stanęła i poszerzyła oczy ze złości) Co?! (odwróciła się do niego) Nie uważasz mnie za 100% kobietę?!

Brick: (zakłopotany) Nie to miałem na myśli...

Jo: Zrywam z Tobą współpracę! Radź sobie sam psycholu! (zrobiła parę kroków do przodu)


*kibelek zwierzeń*

*Brick: (oszołomiony) Serio?! Co miałem powiedzieć? Jest mi wstyd, że się odezwałem. Jako kadetowi nie wypadało mi tego mówić!*

*Jo: (zdezorientowana) Jestem... kobietą... 100%... kobietą*


Jo: (zwolniła i w końcu stanęła) Masz rację (odwróciła się smutna mając łzy w oczach) Jestem zbyt męska, dlatego nawet nigdy nie miałam chłopaka

Brick: (skrępowany) No wiesz... (potarł tył głowy) Czasem tak w życiu bywa, ale nie liczy się piękno z zewnątrz tylko piękno w środku. A Twoją piękną cechą jest twoja mocna osobowość, którą nie jadna kobieta by chciała posiadać

Jo: (powstrzymuje łzy) Ale normalne dziewczyny są delikatne i lubią kwiatuszki i takie pierdoły, a mnie to nie kręci. Dla mnie liczy się wysiłek

Brick: I to jest najważniejsze (zdenerwowany podszedł do niej bliżej ) A ja... za to... za to... Cię lubię (uśmiechnął się i położyj rękę na jej ramieniu)

Jo: (uniosła głowę) Nie muszę się zmieniać?

Brick: Oczywiście, że nie (poszerzył uśmiech) Hej, prawie się popłakałaś, a faceci nie płaczą, co znaczy, że jesteś kobieca

Jo: Nikomu, ani słowa o płaczu (uśmiechnęła się skromnie) Dzięki za słowa otuchy (przytuliła go) I sorry, że głosowałam na Ciebie na wyspie, ale sam rozumiesz


*kibelek zwierzeń*

*(Brick tylko mruknął oczami)*


Brick: (objął ją nieśmiało) Nie ma sprawy, proszę pani

Jo: (puściła go i podeszła do ściany ściągając z uchtytów dwie świece) Trzymaj (wręczyła mu jedną) Ścigamy się do tego okrogłego obiektu, który jest przed nami (wskazała palcem na dalszą głębie korytarza) Komu zgaśnie świeca lub dobiegnie ostatni ten frajer! (ruszyła szybko)

Brick: (ruszył za nią) Haha! Nie masz żadnych szans!

Jo: (zadowolona z siebie) Tak Ci się tylko wydaje!


*kibelek zwierzeń*

*Jo: Mam kompleksy jak każdy w końcu, ale z tym da się żyć. Jestem taka jaka jestem i się nie zmienię*


Pierwsze piętro... jadalnia...


Heather: (powoli otwiera drzwi i wchodzi do pomieszenia. Widzi długi stół z dużą ilością krzeseł. Przy każdym miejscu znajdują się talerze i sztućce. Podchodzi do blatu i przygląda się rozłożonej mapie. Nagle koło jej ramienia przelatuje widelec, który spada na podłogę) Hej! Kto to rzucił?! (odwraca się i widzi jak drzwi samoistnie się zamykają)

(słychać dźwięk rozbitego talerza)

Heather: (odwraca z powrotem głowę w stronę stołu i tym razem widzi małe białe kawałeczki na podłodze) Kto tu jest?

(sztućce i talerze unoszą się do góry)

Heather: (poszerza oczy) Aaa! (pochyla się, a kuchenne przedmioty lecą w jej stronę. Szybko wchodzi pod stół, gdzie wookół zasłania ją obrus sięgający do ziemi) Na parterze sypialnia, a na piętrze jadalnia, powinno być na odwrót (cofa się do tyłu i na coś natrafia) Aaa! (odwraca się i widzi Camerona)

Cameron: To tylko ja

Heather: (z irrytacją) Co tutaj robisz? No tak głupie pytanie. Idź stąd to moje miejsce!

Cameron: Byłem tu pierwszy

Heather: Wynocha! (wypycha go po za obrus stołu) Albo czekaj (wciąga go z powrotem pod stół) Pomożesz mi zdobyć milion

Cameron: (niezadowolony) Nie chce, wolę działać sam

Heahter: (przystawia mu pięść do twarzy) Zrozumiałeś co powiedziałam?

Cameron: (wystraszony) Tak, tak!

Heather: (uśmiecha się wścibko) Dobry chłopak (poklepała go po głowie)


*kibelek zwierzeń*

*Cameron: (rozmyśla) Jak mogłem się tak ławo zgodzić? Wszystko przez mój głupi strach przed bólem fizycznym, ale jeśli będę dobrze kombinował to może uda mi się ją wyprowadzić w pole*

*Heather: Dzieciak jest dobry skoro dostał się kiedyś do finału, więc łatwo pójdzie znaleźć właściwą walizkę*


Cameron: Pierwsze, co musimy zrobić to się stąd wydostać

Heather: Wiadomo. Jednak chcę tą mapę ze stołu, żeby znać cały rozkład zamku. Idź zobacz czy jest bezpiecznie

Cameron: (przekłnął ślinę i wystawił głowę zza obrus rozglądając się) Droga wolna (wyczołgał się zza stołu, a za nim Heather) Lepiej, żebyśmy nie wstawali. W połowie między stufitem, a podłogą znajduje się czujnik, który uruchamia wszelkie pułapki

Heather: Tylko, że zależy mi na mapie

Cameron: Tak naprawdę to ta mapa nie- (przerwał zastanawiając się chwilę) nie pokaże nam pułapek

Heather: (przewróciła oczami) Ale pokaże jak poruszać się po zamku


*kibelek zwierzeń*

*Cameron: (zadowolony) Widziałem tą mapę. Leży tylko dla zmyłki, ale przynajmniej Heather wierzy, że jest prawdziwa. I mam pomysł jak się wymigać*


Heather: Przynieś mi tą mapę

Cameron: A nie możesz jej sama wziąść?

Heather: (mruży oczy) Powiedziałam, przynieś!

Cameren: (grymasząc) No już! (doczołgał się do strony stołu, gdzie była mapa. Podniósł jedną rękę w górę, żeby chwycić mapę, ale nie mógł nawet dosięgnąć krawędzi blatu)

Heather: (patrzy na to jak się trudzi) Prostej rzeczy nie umiesz zrobić (doczągała się do niego i szybkim ruchem ręki zgarnęła mapę) Tak to się robi

(następnie oboje zaczęli czołgać się do drzwi. Cameron wyciąga z kieszeni laserowe pióro i wycina kwadrat w drzwiach)

Heather: (uśmiecha się) Skąd masz ten laser?

Cameron: (wycina dalej) Skonkrułowałem pare lat temu będąc jeszcze w balonie (wyłącza pióro, a kwadrat z drzwi przewraca się na podłogę tworząc otwór) Gotowe (chowa pióro)

Heather: (przygląda się otworowi) Nie wydaje Ci się, że jest trochę za małe wyciąłeś?

(Cameron szybko wskoczył w otwór)

Heather: (zdziwiona) Natychmiast tu wracaj! (wyszła przez otwór i się w połowie zaklinowała) Ah? (próbowała przecisnąć tyłek, ale nie mogła)


Korytarz...


Cameron: (wstał i się podle uśmiechnął) Mnie się nie da wykorzystać (pokazał jej język)

Heather: (wściekła) Niech ja Cię tylko dorwę (zaczęła się wiercić i chciała dosięgnąć go rękami)

Cameron: (spadł mu uśmiech z twarzy) Żegnaj! (uciekł)

Heather: (przez zęby) To mała gnida!


Parter... Korytarz...


(Gwen, Anne Maria i Duncan idą w ciszy wzdłuż korytarza. Gwen ściska mocno walizkę, a Anne Maria co chwilę spogląda na nią)


*kibelek zwierzeń*

*Anne Maria: Nie mogę sobie pozwolić, żeby zwiali z walizką, dlatego bacznie ich obserwuje (zmrużyła oczy)*


Duncan: (przerywa ciszę) Bezsensu idziemy tymi samymi drogami, co pozostali. Inni już musieli je dokładnie prześledzić

Anne Maria: (marudnie) A widzisz inną drogę

(dochodzą do schodów)

Gwen: Tędy chyba nikt nie szedł

Anne Maria: (patrzy w górę i widzi jak od ściany do ściany wymachują młoty) Pewnie tam wysoko znajduje się klucz do naszej walizki (kieruje wzrok na Duncan'a) Mężczyźni mają pierwszeństwo

Duncan: (zdziwiony) Nie pisze się na to

Anne Maria: (patrzy na Gwen) Ty jesteś gotką, więc lubisz ból

Gwen: (uniosła brew w górę) Chyba żartujesz?

Anne Maria: Nikt z was nie pójdzie? Śmiało Gwen, przytrzymam walizkę (wyrwała jej)

Gwen: Jak taka mądra jesteś, sama idź (odebrała jej z powrotem walizkę)

Anne Maria: Nie, ty idź!

Gwen i Anne Maria: (odwróciły wzrok na Duncan'a) Idź Duncan!

Duncan: (krzywi się) Was jest dwie, a ja jestem jeden

Anne Maria: (przewraca oczami) Zgoda, ja pójdę (wyrywa Gwen znowu walizkę) Na wszelki wypadek wezne to ze sobą (ruszyła schodami w górę. Zatrzymała się przed pierwszym lecącym młotem i szybko przeszła kilka stopni. Następnie pochyliła się nad drugim młotem i dalej pobiegła w górę. Trzeciego młodu jednak nie zauważyła. Zamknęła oczy, a narzędzie zatrzymało się na jej twardych od lakieru włosach. Otworzyła oczy i zobaczyła, że cała mechanika zaczęła się psuć i przestała działać) A teraz po klucz! (jeszcze szybciej pobiegła dalej w górę)

Duncan: Ona ucieka!

Gwen: Za nią!

(oboje ruszyli w pogoń)


Czarny obraz...


Chef: (słychać tylko jego głos) Ciąg dalszy nastąpi...

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Totalna Porażka: 12 godzin męki"- cz.1



Gdzieś w Kanadzie...



Chris: (łapie za kamerę) Siemanko ludziska! Oto powracam ja, Chris McLean, po raz kolejny. I nie tylko. Powracają również nasi uczestnicy. A właściwie na razie niektórzy, bo ich się strasznie namnożyło. Ale do rzeczy. Totalna Porażka jest częścią mojego życia i będę ją prowadził jeszcze długo, długo, długo, aż do mojej śmierci... lub mi się nie znudzi... albo za nim trafie do więzienia za przetrzymywanie ludzi... (chwila zastanowienia) albo zabraknie pieniędzy... jednak sądzę, że będzie trwała ile tylko da radę!

Chef: (za nim) Streszczaj się!

Chris: Już kończę. Zapraszam was tym razem na film z cyklu- Totalna Porażka: 12 godzin męki! Hahaha! (obraca kamerą pokazując na wielki opuszczony stary zamek, który się sypie)

 _________________________________________________________


To samo miejsce...


(autobus zatrzymuje się pod zamkiem. Po kolei wysiadają z niego uczestnicy)

Lightning: (wysiada jako pierwszy z zamkniętymi oczami) Nareszcie sobie odpocznę w pięciogwiazdkowym hotelu (otwiera oczy) Co?

(Za nim wychodzi Zoey i Mike)

Anne Maria: (wchodzi między parę) Przepuśćcie mnie ludzie! Marzy mi się SPA! (patrzy na zamek) Co to za rudera?!

Mike: (zdziwiony) Może kierowca się pomylił przywożąc nas tutaj

Scott: (wychodzi za Mike) Co jest? (spogląda w górę) Aha. Mogłem się tego spodziewać

Zoey: To na pewno musi być błąd kierowcy (odwraca się do środka autobusu i w kabinie kierowcy nikogo nie ma) Chyba nie zapytam

Jo: (wychodzi i uśmiecha się) Super. Nie lubię przesadnych luksusów

Brick: (wchodzi za nią) Gdzie ten hotel?

Anne Maria: To nasz hotel (wkurzona wskazuje palcem na zamek)

Brick: (wzrusza ramionami) Nie przeszkadza mi

Jo: Tam jest cieeemnoo

Brick: Jak będzie zapalone światło to nie będzie ciemno. Ha!

Jo: A co jeśli braknie prądu?

Brick: To-to... (zastanawia się podenerwowany) ...odsłonie okna!

Jo: (uśmiecha się chciwie) A co z nocą?

Lightning: Przestańcie o głupotach gadać. Lightning'owi coś tu śmierdzi

Cameron: (wychodzi ostatni) To na pewno nie ja!

Scott: (ignoruje to) Tylko tyle nas jest?

Cameron: Jak wychodziłem to zostałem tylko ja ostatni

Anne Maria: Przecież jechaliśmy wszyscy

Mick: Dziwne...

(przyjeżdża drugi autobus i z niego też wychodzą uczestnicy)

Lindsay: (wychodzi pierwsza) Hotel! Hotel! Hotel! (patrzy na zamek i zaczyna krzyczeć) Aaaa!

Bridgette: (wychodzi za nią) Co się dzieje? (widzi uczestników i z wrażenia opuszcza ręce)

Trent: (wychodzi za nimi) Ooo...

(za nim wychodzi Heather, Courtney i Harold nic nie mówiąc tylko się dziwiąc)

Gwen: (wychodzi wożąc zapiętego pasami Duncan'a na wózku) Mówiłam Ci. Za nim nie skończy Ci się kara za popełnione zbrodnie to nie mogę Cię uwolnić (widzi zamek) Nie!

Duncan: (krzywi się, trochę się szarpiąc) Było wiadomo, że gdzieś nas wywleką

Zoey: (macha do nich z uśmiechem) Hej! Miło was widzieć!

Heather: (znudzona) Wspaniale...

Scott: (patrzy w górę) Mogę wrócić do domu?

Chris: (przylatuje na odrzutowym plecaku)  Ani mi się śni! (ląduje koło nich) Znowu was wrobiłem!

Courtney: (przewraca oczami) Nic nowego

Chris: Ah ile frajdy! Dla mnie oczywiście. Żaliliście się, że chcecie kasę to ja wam daję tą szanse na zdobycie kasy

Heather: Fajnie, ale trzeba się namęczyć i ujść z życiem

Chris: Łatwo nie ma. Żeby coś mieć to trzeba na to zapracować. Wymyśliłem wam dość ciekawe miejsce

Jo: Takie, że siusiu majtkowi braknie majtek

(Brick i Cameron zarumienili się)

Cameron: (skrępowany) Zacząłem znowu nosić pieluchy, żebym nie popuścił przez zagrożenia płynące z rzeczywistości !

Jo: Nie chodziło mi o Ciebie, ale hahahaha! (złapała się za brzuch ze śmiechu)

Brick: (pochylił się nad Cameron'em i mówi szeptem) Pożyczysz mi w razie potrzeby

Chris: Mam dla was dwie informacje. Pierwsza, nie jest to sezon jak pewnie myślicie, a druga, pod koniec dnia pojedziemy do tego hotelu, który wam obiecałem

Wszyscy: Woah! Tak!

Anne Maria: (zadowolona) Będę jednak mogła o siebie zadbać (spadł jej uśmiech z twarzy) Właściwie po co tu jesteśmy?

Chris: Jak mówiłem, daje wam szanse na zdobycie kasy

Heather: Chcesz powiedzieć, że w tym zamku są ukryte pieniądze

Chris: Tak... i nie.  Już wyjaśniam o co chodzi. Jest godzina 8:00 rano. Daje wam równe 12 godzin na to abyście poszukali i zdobyli walizkę ze standardowym milionem dolarów. Przez to że tylko każe wam się 12 godzin męczyć, a później zapewnić luksusy zadanie nie jest na takim niskim poziomie trudności jak przechodziliście przez wszystkie sezony. Tym razem nikt wam nie gwarantuje bezpieczeństwa jak wcześniej i tym razem możecie zginąć (wyciągnął z kieszeni kartki papieru) Każdy z was kto podpisał umowę podpisał również zgodę na sprzedaż waszych organów w razie wypadku (uśmiechnął się szeroko)

Harold: Przecież wcześniej nikt nam i tak nie gwarantował bezpieczeństwa!

Chris: Hmm... no tak (wyrzucił za siebie umowę) To nie ważne. Zamek jak widzicie jest duży, co oznacza też dużą ilość pięter, komnat oraz pułapek i niespodzianek, które czekają na was po drodze

Cameron: Pułapki i niespodzianki to pewnie u Ciebie to samo

Chris: (zaśmiał się) Oj, żebyś się nie zdziwił Cam, bo tym razem to nie to samo. Dam wam pewną podpowiedź. Milion jest jeden, a walizek jest kilka

Mike: Co to znaczy?

Chris: Że tylko w jednej walizce będzie milion, a wy i tak nie będziecie wiedzieć, w której, bo każda z walizek jest szczelnie zamknięta. Chyba, że znajdziecie też klucze do danej walizki. Dobra, zabrałem wam 5 minut to w razie konieczności przedłużę wam czas. Jeśli będziecie się chcieli zwierzyć to możecie w tym małym ciasnym kibelku (wskazał na niebieską budkę) Niestety nic lepszego nie wymyśliłem. A teraz jazda!

(wszyscy pobiegli do zamku)


Zamek... Duża sala...


(wszyscy stoją w środku i się rozglądają)

Zoey: Działamy w grupach czy osobno?

Heahter: Ja działam solo, a wy jak tam chcecie (poszła w lewo i weszła do korytarza)

Lightning: W takim razie, Lightning też działa sam! (poszedł w prawo i też wszedł w korytarz)

(parę osób się rozeszło w różne strony)

Gwen: (odpina Duncan'a z pasów) No, jesteś wolny

Duncan: (schodzi z wózka) Nareszcie! Powaliło Cię, że ciągle trzymasz mnie na uwięzi?

Gwen: Wiesz o tym, że musisz być

Duncan: (machnął ręką) Chodź już lepiej

(poszli w lewo)


Jeden z korytarzy...


(Harold idzie sam powoli i patrzy przed siebie)


*kibelek zwierzeń*

*Harold: Nigdy nie wiadomo, gdzie Chris mógł zastawić pułapki, dlatego warto być wszędzie ostrożnym i mieć oczy otwarte*


Harold: (idzie dalej, ogląda się za siebie i przewraca się o coś) Ała! (uderza twarzą o podłogę)

Cameron: (nieśmiale) Sorki!

Harold: Kurde, nie zauważyłem Cię (podnosi się z podłogi)

Cameron: Słuchaj, wiem, że ty jesteś tutaj najmądrzejszy ze wszystkich

Harold: (zaskoczony) Tak uważasz?

Cameron: Owszem. Jeśli mnie oglądałeś to wiesz, że ja również jestem intelektualnym geniuszem. Możemy więc połączyć nasze intelekty i zdobyć ten milion

Harold: (wzruszył ramionami) Spoko, co mi tam


*kibelek zwierzeń*

*Cameron: Tak jak nauczyła mnie Jo. Połączę siły, a potem go wyroluje*

*Harold: (uśmiecha się) Jeśli znajdziemy milion, przewyższę kurdupla swoją wiedzą i zdobędę pieniądze*


Na schodach...


(Courtney idzie schodami w górę)

Scott: (idzie za nią) Courtney? Czy to ty jesteś tą Courtney?

Courtney: (zatrzymuje się i się odwraca) Tak, czego chcesz?

Scott: Jesteś sprytna i mało doceniana. Oglądałem Cię w poprzednich sezonach. Zatem proponuję Ci współpracę. Jak znajdziemy milion odstąpię Ci 10%


*kibelek zwierzeń*

*Courtney: (pęka ze śmiechu) Hahahahahaha! (powoli przestaje się śmiać) Nie, nie ma mowy*


Courtney: Nie ma mowy!

Scott: (przewraca oczami) Pomyśl, dzięki mnie masz jakieś szanse. Niech stracę, 20%

Courtney: (zastanawia się) Chcę połowę

Scott: Ostro się targujesz (uśmiecha się) Niech będzie (wyciąga rękę)

Courtney: Ciesz się, że chcę tylko połowę (podaję mu rękę) To idziemy (weszła o schód wyżej i poślizgnęła się o skórkę banana) Aa!

Scott: (chwycił ją w ręce) Uważaj trochę (postawił ją na nogi) Mogłaś sobie coś zrobić

Courtney: (zdezorientowana) Dzięki... (prostuje się) Idziemy!


*kibelek zwierzeń*

*Courtney: Chwila nieuwagi, bo mnie zagadał. Myśli, że weszłam z nim w prawdziwy układ? Oczywiście mnie się należy całość, a nie jakaś tam marna połowa, ale pomoc się przyda*

*Scott: Musiałem komuś zaproponować układ i tak wypadło na Courtney. Wykorzystam ją i zgarnę milion (uśmiecha się) Chyba, że znajomość rozkwitnie i jej coś odstąpię (chwila zastanowienia się) Nie! (uśmiechnął się wrednie)*


Korytarz...


Mike: Oh Zoey ten zamek jest ogromny, nie uda nam się znaleźć walizki

Zoey: Ale musimy próbować (uśmiechnęła się)  Może nam się poszczęści (położyła mu rękę na ramieniu)

Mike: (lekko uśmiechnął się) Zoey...


*kibelek zwierzeń*

*Mike: Zoey to super dziewczyna. Od dłuższego czasu próbuję się zebrać, aby ją gdzieś zaprosić. Muszę się w końcu odważyć*


Zoey: Tak?

Mike: Ja chciałem... Może by tak... Kiedy będziemy już wolni, nie ze chciałabyś... (stracił grunt pod nogami) Aaaa!

Zoey: Mike! (kuca nad dziurą w podłodze i widzi Mike nieprzytomnego) Mike! Obudź się! Mike!
(widzi, że ściany w małym pomieszczeniu, w którym leży nieprzytomny chłopak coraz bardziej się zwężają) MIKE! WSTAWAJ!

Mike: (otwiera po woli oczy) C-co?

Zoey: Mike musisz się jak najszybciej wydostać!

Mike: (powoli wstaje) Mike? Jaki Mike? Ja jestem Arentino (rękami wygładził sobie włosy i spojrzał na swoją koszulkę) Co ja mam na sobie?


*kibelek zwierzeń*

*Zoey: (zrozpaczona) Oh nie! Wcielenie wielorakie Mike wróciło! Tylko tym razem udaje jakąś nową postać*


Zoey: Mike, Arentino spójrz na ściany!

Mike 'Arentino': (ogląda się wokół) Możesz podać mi rękę?

(Zoey podaje mu rękę i z całych sił próbuję wciągnąć Mike 'Arentino' na górę. On kilka razy podskakuje i udaje się go wydostać, kiedy ostatecznie ściany się zwężyły)

Mike 'Arentino': (wstaje z podłogi i pomaga Zoey wstać) O mały włos

Zoey: Musimy znaleźć Cameron'a. On będzie wiedział jak to znowu uleczyć

Mike 'Arentino': (chwyta rękę Zoey) Dziękuje Ci piękna (całuje jej rękę) Czy będę mógł się odwdzięczyć koszem róż, gdy tylko znajdę kwiaciarnię?

Zoey: (zarumieniła się) Oh, nie musisz. Trzeba sobie pomagać nawzajem


*kibelek zwierzeń*

*Zoey: (uśmiecha się szeroko) Chyba polubie to nowe wcielenie Mike*


Mike 'Arentino': Wybacz, że pokazuje się w tak okropnych ciuchach, ale kiedy się obudziłem miałem je na sobie

Zoey: Uważam, że Twoje ubranie jest w porządku (położyła mu znowu rękę na ramieniu)

Mike: (trzęsie głową i fryzura wraca do pierwotnego kształtu) Zoey?

Zoey: Mike?

Mike: Wybacz mi, ale w mojej głowie znowu się coś zaczęło mieszać

Zoey: Nie szkodzi, ważne, że jesteś w normie. Chciałeś coś zapytać?

Mike: (skrępowany) Już nie

(Zoey posmutniała, a ściany pomieszczenia pod podłogą wróciły na miejsce)


Korytarz... gdzieś indziej...


(Trent idzie przed siebie i pogwizduje)

Anna Maria: (dołącza do niego) Cześć! (wyprzedza go i staje przed nim blokując mu drogę)

Trent: (przestaje gwizdać i podnosi brew do góry) Cześć...

Anne Maria: (mruży oczy i ręką poprawia swoje włosy) Dlaczego taki przystojniaczek szuka miliona sam?

Trent: Wszyscy się gdzieś rozeszli i tak wypadło

Anne Maria: To tak jak ze mną! (zbliża się do niego) A nie pomógłbyś mi się tutaj poruszać? Boję się, że za błądze

Bridgette: (chwyta Trent'a za ramie) Chodź, tym nowym się nie ufa

Anne Maria: (wkurzona) A ty to kto, że nam taką opinię wydajesz?

Bridgette: Pracowałam na wyspie jako kaskaderka i widziałam was jacy jesteście

Anne Maria: (niewinnie) Ale ja się zmieniłam!

Bridgette: Dalej chowasz lakier we włosach?

Anne Maria: Nie... (z włosów wyleciała jej na podłogę puszka lakieru) Ale co to ma do mojego zachowania?

Bridgette: Kombinatorka (pociągła Trent'a za sobą) Chodź

Anne Maria: (została sama) Grr!


*kibelek zwierzeń*

*Anne Maria: Co tą dziewczynę ugryzło, że taka podła była dla mnie? Chciałam się tylko zaprzyjaźnić z Trent'em*


Ten sam korytarz... Trochę dalej...


(Bridgette puszcza Trent'a i idzie z nim przed siebie)

Trent: Co taka wściekła jesteś?

Bridgette: (ciężko wzdycha) Przed przyjazdem tutaj pokłóciłam się z Geoff'em

Trent: Po raz kolejny?

(Bridgette skinęła głową)

Trent: Pogodzicie się

Bridgette: No tak, ale zawsze się przejmuje jak między nami wybuchnie sprzeczka

Trent: Nie ma czym. Czas to najlepsze lekarstwo. Błąkasz się tu sama ciągle?

Bridgette: Przez chwilę byłam z Lindsay, ale gdzieś sobie poszła

Trent: To trzymajmy się razem, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi przecież

Bridgette: Trzymamy się razem (posmutniała i spojrzała w dół)

Trent: (podszedł przed nią i ręką podniósł jej podbródek w górę) Co jest Bridge?

Bridgette: Ta kłótnia...

Trent: Spokojnie (dotknął ręką jej policzka) Wszystko się ułoży


*kibelek zwierzeń*

*Trent: Brachu jeśli to oglądasz to wiedz, że tylko pocieszam twoją dziewczynę*


Wieża...


Lindsay: (otwiera drzwi i wchodzi do środka. Widząc skrzynie, podchodzi do niej) Gdybym była walizką, gdzie chciałabym być ukryta? (łapie za wieczko skrzyni i je szybko otwiera) Aha! (widzi w środku wiewiórkę ) Ah! (uśmiecha się i składa ręce) Jaka ty śliczna jesteś!

(wiewiórka strzela laserem z oczu nie trafiając w Lindsay)

Lindsay: (poszerza oczy) Aaa! Proszę Cię wiewiórko, nic mi nie zrób! (zasłania się)

(wiewiórka wychodzi ze skrzyni i dalej strzela laserem, a Lindsay z krzykiem podbiega do drzwi, którymi weszła)

Lindsay: Zamknięte! Aa! (pada na podłogę i się dalej zasłania)
(wiewiórka patrzy na nią i powoli podchodzi do niej. Wpada przez okienko orzeł i pazurami chwyta wiewiórkę wylatując z pomieszczenia)

Lindsay: (wstaje z podłogi i patrzy na okienko) Jestem wdzięczna ptaku! (podchodzi jeszcze raz do skrzyni i wyciąga z niej walizkę) Super!


*kibelek zwierzeń*

*Lindsay: Może pierwszy raz w historii uda mi się wygrać, jeśli to jest właśnie ta walizka (pokazuje bliżej do kamery) Teraz tylko znaleźć kluczyk*


Korytarz...


Jo: (patrzy za siebie) Dlaczego ty za mną idziesz?

Brick: (zakłopotany) Jo, chciałbym po prostu z Tobą współpracować

Jo: (staje) Dobra, może być, ale ja dowodzę

Brick: Ja proponuje współprace i ja będę dowodził

Jo: (krzywi się) To się wypchaj!

Brick: (niezadowolony) Dobra, ty dowodzisz

Jo: (zdziwiona) Tak szybko się zgodziłeś?

Brick: Samemu to trudno będzie wszystko przeszukać

Jo: (wzruszyła ramionami) Fakt, po za tym jesteś dobrym przeciwnikiem i razem będzie nam prościej

Brick: Prawda, proszę pani

Jo: (patrzy w dół i widzi dziurę z pomieszczeniem na dole) Za łatwo byłoby milion ukryć w pomieszczeniu. Skarby się chowie w ziemi, więc proponuję szukać walizki pod murami zamku

Brick: (patrzy w dół) Ale tam jest ciemno

Jo: Boisz się?

Brick: Nie...

Jo: No to wskakuj

Brick: Dlaczego ja? To ty tu rządzisz

Jo: Powiedziałam wskakuj! (chwyciła Brick'a i popchnęła go do dziury)

(Brick stoi w świetle padającym z góry i widzi wokół reszty pomieszczenia ciemność, ze strachu ugina pod sobą kolana)

Jo: (również wskakuje do dziury) Kadeciku pokaż klasę i więcej odwagi

Brick: (prostuje się i salutuje) Tak jest kapitanie!

Jo: (rozgląda się po małym pomieszczeniu i dotyka ściany) Gdzieś tu muszą być drzwi (czuje, że ściany przybliżają się do niej) O rany! (patrzy przed siebie i widzi w ciemności kontur drzwi) Brick musimy się szybko tam dostać (wskazuje na drzwi w cieniu)

Brick: (poszerza oczy) Nie pójdę tam, bo tam jest ciemno

Jo: Chcesz być zgnieciony przez ściany? (odpycha się od ściany podchodząc do konturu drzwi, gdzie widzi tylko malowany kredą prostokąt) To oszustwo! (ściana z konturem przybliża się)

Brick: (w panice) I co teraz?!

Jo: (ściana popycha ją do środka do niego) Musimy zablokować te ściany. Rusz się w końcu!

Brick: (próbuje blokować rękami i nogami ściany) To nic nie daje!

Jo: (przerażona puszcza ścianę) Aa, nie mamy wyjścia!

Brick: (też puszcza ścianę i odwraca się do niej twarzą) No nie!
(zmuszeni przytulają się)

Jo: Co ty robisz?!

Brick: Ja robię?! Co ty robisz? (patrzy jak ściany coraz bardziej się zwężają) Nie chce tak zginąć! Jeszcze nawet nie byłem na jednej prawdziwej wojnie!

Jo: (powtarza to co kiedyś)  A ja nigdy nie całowałam chłopaka!

Brick: A ja dziewczyny!

(oboje w szoku zamykają oczy i nastawiają usta do pocałunku. Nagle czują, że coś zablokowało ściany. Otwierają oczy i widzą, że ściany się cofają)

Lightning: (trzyma w ręce dwa pręty) Chłopskich pocałunków nie będę tolerował! (rzuca pręty na podłogę)

(Brick i Jo szybko się puszczają i odsuwają od siebie)

Brick: Lightning, uratowałeś nas!

Lightning: Przechodziłem obok i sumienie mnie ruszyło, abym pomógł kolegom

Jo: Mówiłam Ci, że jestem dziewczyną!

Lightning: Yo facet, wiem, że to był tylko żart. Lightning'a nie nabierzesz po raz kolejny!

Brick: Należą Ci się serdeczne podziękowania (zasalutował mu)

Lightning: Nie ma za co. Ale wy dwoje nie macie żadnej dumy! Niszczycie rasę męską swoim postępowaniem. Brzydzę się na was patrzeć (wyprostował się i sobie poszedł)

Jo: Dałabym mu w łeb, gdyby nie to że nas uratował

Brick: Możemy już wyjść z tej dziury?

Jo: Nie! Po za tym jest za wysoko, żebyśmy dali radę wyjść stąd (myśli) Eh Brick... (lekko zarumieniła się)


*kibelek zwierzeń*

*Jo: Ja w to nie wierze! To działo się tylko pod wpływem emocji. Ale przynajmniej może ten półgłówek wreszcie to dostrzeże i nie będzie mnie brał cały czas za faceta*


Brick: (też się zarumienił) Do niczego nie doszło. Zapomnijmy o tym (wystawił rękę)

Jo: Umm... (podała mu rękę) Jasne, zapomnijmy. Dalej jesteśmy rywalami, co nie?

Brick: Owszem żołnierzu (puścił jej rękę i zasalutował)

Jo: (podeszła do konturu drzwi i zaczęła dotykać malunek) Może jest jakiś przycisk lub coś podobnego

Brick: (podszedł do niej) Odsuń się (zrobił zamach i pięścią zburzył ścianę)

Jo: (wkłada głowę do środka rozburzonej ściany) Brawo bojaźliwcu! (uśmiecha się widząc korytarz)

Brick: Bojaźliwcu?

Jo: (wchodzi przez szczelinę do korytarza) No przed ciemnością

Brick: (znowu ugina kolana) Musiałaś mi przypominać?


Plac zamkowy...


(Duncan siedzi na ławce na dworze, cały plac otaczają wysokie mury)

Gwen: Co?! Masz zamiar przesiedzieć tutaj 12 godzin?

Duncan: Dokładnie 10 godzin 40 minut

Gwen: Nie zależy Ci na kasie?

Duncan: Nie, bo to pic na wodę (krzyżuje ręce)

Gwen: Przecież nie zawsze to była ściema (usiadła obok niego)

Duncan: Słyszałaś, że to nie jest takie jak w sezonach? Po co mam się męczyć jeśli nawet nie znalazłbym tej walizki co trzeba

Gwen: Skąd wiesz?

Duncan: Bo szansa jest jak jeden do... (chwila zastanowienia) ile bądź jest walizek

Gwen: Może trochę racji masz (spuściła głowę na dół myśląc intensywnie)

Anne Maria: (weszła na plac) Oh hej ludzie! (podeszła bliżej) Mogę się do was dołączyć?

Gwen i Duncan: Nie!

Anne Maria: Świetnie! (dosiadła się do nich) Znaleźliście już coś?

Duncan: Nie bierzemy w tym udziału

Anne Maria: Co?! (wstała momentalnie z ławki) Jak można nie chcieć miliona dolarów?! Jesteście chorzy?!

Gwen: Ja chce, tylko on nie chce

Anne Maria: To chodź ze mną i go zostaw

Gwen: (wstała) Nie zamierzam tracić przez Ciebie szansy

Duncan: Powodzenia i Adios (założył za głowę ręce rozsiadając się wygodnie) Idź jak tak bardzo chcesz z tą malowaną lalą

Anne Maria: (gniewnie) Że jak mnie nazwałeś?

Duncan: Blondyna Lindsay nie ma tyle tapety, co ty

Anne Maria: (wnerwiona) Oh, bo jak Ci...

Gwen: A pro po Lindsay, patrzcie! (wskazala palcem na Lindsay, która wychodząc z okienka wieży, powoli przesuwała się w bok opierając plecy i dłonie na murze. W zębach trzymała walizkę)

Anne Maria: Trzeba jej odebrać tą walizkę! (schyliła się po kilka kamieni i zaczęła rzucać w wieżę)

Lindsay: (trzymając wciąż w zębach walizkę) Przestań... rzucać! Aaa!

Anne Maria: A masz! (rzuciła kamieniem prawie blisko głowy Lindsay i wtedy wypuściła z zębów walizkę)

Gwen: (łapie walizkę) Tak! Chodź nie popieram takiej metody zdobywania, ale udało się!

Anne Maria: (uśmiecha się zadowolona podrzucając sobie w ręce kamień) Jak trzeba to trzeba

Duncan: (wstał z ławki) Może jednak opłaci się mieć jakieś chęci do tego szukania

Gwen: Zmieniłeś zdanie?


*kibelek zwierzeń*

*Duncan: Może i zmieniłem (uśmiecha się wścibsko)*


Duncan: Jak mamy walizkę to tak

Anne Maria: Mniej gadania, więcej szukania!

(pobiegli z powrotem do zamku)

Lindsay: (krzyczy) A co ze mną?! Oh... (zaczęła się wracać do okienka)


Korytarz...


(z lewej strony idzie Heather, a z prawej Lightning)

Heather: No fajnie jak widać korytarze są połączone

Lightning: Nie do końca (wskazuje na ciemnoszare drzwi zlewające się ze ścianą, które są pomiędzy nimi)

Heather: (podbiega do drzwi i popycha je, aby je otworzyć) Co za zamki robią w tych drzwiach?

Lightning: (podchodzi do niej) Pozwolisz?

Heather: (przewróciła oczami) No dalej (przesunęła się)

Lightning: (pociągnął do siebie drzwi i je otworzył) Trochę pomyślunku!

Heahter: Dzięki pacanie! (weszła do pomieszczenia)

Lightning: Nie tak szybko... dziewcze! (wszedł za nią)


Komnata...


(w środku znajdowało się stare czerwone zakurzone łoże. Pomieszczenie było oświetlane przez świece)

Heather: Co to? (schyla się, a strzała przelatuje jej nad głową) Ojejku! (podnosi szmacianą lalkę i poszerza oczy)

Lightning: W tym pomieszczeniu nic nie ma (strzała leci na niego, ale chwyta ją ręką) I to mają być te pułapki? (strzała wypuszcza igły) Ała! (rzuca strzałę o podłogę i ręka mu puchnie)

Heather: (trzyma dalej w ręce lalkę) Możesz stąd iść? Pierwsza znalazłam to pomieszczenie!

Lightning: Pierwsza? Haha, chyba się przesłyszałem. To ja wskazałem drzwi. Po za tym Lightning
nie jest głupi. Jeśli są tu strzały, znaczy, że jednak musi być tu forsa

Heather: (patrzy się na niego znudzona) Możesz nie mówić do siebie w trzeciej osobie? To lamerskie


*kibelek zwierzeń*

*Heather: Dlaczego ja musiałam trafić na tego idiotę?*


Heather: (patrzy na lalkę z rękach) Chwila, moment (przygląda się lalce) Pani Dolli?

Lightning: Co takiego?

Heather: Moja lalka z dzieciństwa. Mój okropny brat wyrzucił mi ją jak miałam 5 lat

Lightning: Aha (ignoruje ją i szuka po szufladach) Ajć, boli (jęczy cicho)

Heather: (obraca lalkę i z tyłu widzi ukryty klucz. Niezauważanie zabiera go i chowa) Wiesz, co ja stąd idę (kolejna strzała przelatuje jej obok głowy) I to natychmist! (wyszła z pomieszczenia zabierajac lalkę)


*kibelek zwierzeń*

*Lightning: Wystraszyła się strzałów. I bardzo dobrze. Fory dla Lightning'a... znaczy dla mne*

*Heather: (trzyma w ręce lalkę) Dzięki Ci Pani Dolli (drugą ręką wyjmuje klucz z kieszeni) Teraz będzie problem z walizką. Trzeba się dokogoś doczepić, żeby było łatwiej. Lightning mało co mi się przyda. Jest zagłupi, ale ma za to siłę. Jeśli nie znajdę nikogo lepszego, zaproponuje mu współpracę (lalka automatycznie zapaliła się) Aa! (upuściła lalkę ) Pani Dolli? (sporzała w dół)*


Lightning: (podchodzi do łoża) Tutaj rzeczywiście nic nie ma (odkrywa narzutę z łoża i widzi pognitego żółtego kościotrupa) Aaaaaaa! (krzyczy ze strachu i mdleje)


Kamero-stacja...


Chris: (siedzi na fotelu i obserwuje na ekranach przebieg wydarzeń) Haha, Lightning już znalazł jedną z moich niespodzianek (obraca się od monitorów) Minęły już dwie godziny. Uczestnikom całkiem nieźle idzie. Czas by trochę podkręcić atmosferę (przekręcił pokrętło umieszczone w biurku) Zobaczycie, co zacznie się dopiero dziać już w drugiej części Totalnej Porażki: 12 godzin męki!






 Postanowiłam podzielić to na kilka części, ponieważ strasznie długie mi to wyszło. Przepraszam was, że tak zniknęłam, ale dużo się działo w moim życiu i ogółem nie dałam szansy czwartemu sezonowi Totalnej Porażki. Dopiero jak sobie nadrobiłam w te wakacje to stwierdziłam, że nie jest tak źle jak myślałam. Nawet uważam kilka postaci za całkiem ciekawe charakterki i nawet już sobie niektóre upatrzyłam :) Nie wiem na jak długo zostanę ze względu na szkołę, ale postaram się trwać na razie i co jakiś czas coś wrzucić. Za niedługo już będzie piąty sezon Totalnej Porażki, którego jestem bardzo ciekawa. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i z powrotem zaczniemy jakoś działać. Mało jest teraz Polskich fanów, ale ja mimo już 'starucha' xD to jeszcze mnie to kręci i dzięki temu mniej więcej wiem, co chce robić w życiu ^^

Total Drama Famous Hunters

Total Drama Famous Hunters

Pozostałości

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~RESZTKI Z BLOGA~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Gwuncan czy Gwent?

Wybierz, który sezon ma być następny

W kolejnych sezonie ma być jeden czy dwóch prowadzących?

Kto ma się znaleźć w następnym sezonie z IV generacji:

Który sezon na blogu lepszy?

Wybierz lokalizację dla nowego sezonu

Kto ma się znaleźć w następnym sezonie z I generacji:

Z kim powinna być Gwen?

Z kim powinien być Duncan?

Z kim powinna być Courtney?

Twoja najbardziej ulubiona seria Totalnej Porażki

Która seria na blogu podoba Ci się najbardziej?

Którą z moich autorskich postaci chcielibyście, aby się pojawiła w przyszłym sezonie?

Kto jest lepszym prowadzącym?

Kto ma się znaleźć w następnym sezonie z III generacji:

Kto ma się znaleźć w następnym sezonie z II generacji: