Plac
zamkowy...
Heather:
(opanowuje swoją złość) Harold... walizek jest przecież kilka. Nie będę mieć
pewności, w której walizce są pieniądze, ani które klucze będą pasować.
Proponuje Ci pomoc, bo możesz zyskać na tym. Pamiętasz jak po pierwszym sezonie
wspólnie walczyliśmy o kasę? Sam chciałeś się ze mną trzymać. Przypomnij sobie
te czasy!
Harold:
(przypomina sobie) Tak i po tym stwierdziłem, że już Ci więcej nie zaufam!
Heahter: (w
dalszym ciągu próbuje ograniczyć przypływ swojego gniewu) Oh no weź! (wyjmuje z
kieszeni klucz) Jeśli będziesz trzymał się ze mną oddam Ci mój klucz. Nie daj
się prosić!
*kibelek
zwierzeń*
*(Heather
wystawia język i kieruje palec w stronę gardła, pokazując, że chce
zwymiotować)*
Harold:
(myśli) Hmm... (normalnie) Zgodzę się, jeśli puścisz mnie wolno
*kibelek
zwierzeń*
*Heather:
(z irytowana) Chce mu pomóc, a on robi mi łaskę, że się zgodzi i sobie
pójdzie?! Czy on myśli, że jestem IDIOTKĄ?!*
Heather:
(zła) Chyba Cię pogieło do reszty! (odwróciła się i zrobiła parę kroków w
przód)
Harold:
Czekaj!
(Heather
automatycznie się odwróciła)
*kibelek
zwierzeń*
*Harold: Doszedłem
do wniosku, że jak będę ciągle tkwił w tym gnieździe to Chris mnie wyeliminuje.
Wykiwam Heather podstępem*
Harold:
Dobra! Uwolnij mnie stąd!
Heather:
(uśmiecha się wścibsko) Już do Ciebie idę! (zaczęła się wspinać po murach
zamku, ale za chwilę się ześlizgnęła. Na ziemi zauważa kijek. Podnosi go i
rzuca w orła)
Mur
zamku... Ptasie gniazdo...
(orzeł
obudzi się i zaczyna krakać. Ptak ze złością patrzy na Heather. Podnosi się i
rusza z gniazda prosto na nią)
Plac
zamkowy...
Heather:
(poszerza oczy gdy tylko orzeł się do niej zbliża) Niee! (zaczyna uciekać, a
orzeł leci za nią)
Mur
zamku... Ptasie gniazdo...
(Harold próbuje
wyjść z gniazda. Staje na murku i patrzy w dół. Przełyka ślinę i powoli
przesuwa się po krawędzi. Zauważa małe okienko. Powoli kieruje się do niego.
Szybko skacze przed okienko)
Wieża...
Harold:
(szczęśliwy) Jestem ocalony!
Plac
zamkowy...
(Heather
wchodzi do środka zamku i zamyka drzwi przed orłem. Wtedy ptak uderza dziobem o
drzwi. Z bólu skrzydełkami łapie za dziób i głaszczę go)
Parter...
Heather:
(wściekła opiera się o drzwi) Dlaczego mi się dziś nic nie udaje?!
Drugie
piętro... Korytarz...
Courtney:
(idzie przed siebie) Scott, mógłbyś się pośpieszyć! (zauważa, że Scott'a wciąż
nie ma obok niej, ani nie słyszy, żeby coś mówił) Scott? (zatrzymuje się i
odwraca. Mówi ze zmartwieniem) Scott? (sarkastycznie) Świetnie! (zła) Gdzie
jest ten dureń?! (nagle na ramieniu czuję czyjąś rękę) Aa! (uspokaja się) Scott
nie rób sobie żartów!
Gwen:
(zabiera rękę) To tylko ja... Gwen (podchodzi do niej z przodu)
Courtney:
(mruży oczy) Czego chcesz?!
Gwen: (z
rozwagą) Porozmawiać
Courtney:
(przewraca oczami) Ale ja nie chce z tobą rozmawiać!
Gwen:
(ignoruje jej słowa) Posłuchaj. Zerwałam z Duncan'em
Courtney: (krzywi
się i krzyżuje ręce) Co ja mam do tego?
Gwen:
(zdziwiona) Myślałam, że ucieszy Cię ta wiadomość
Courtney:
To czy ty jesteś z nim czy nie nic nie zmienia. Liczy się tylko to co on i ty
zrobiliście! (zamyka oczy i odwraca głowę)
Gwen:
(przechodzi na stronę, na której Courtney odwróciła głowę) Żałuje za to bardzo.
Nie chciałam, żeby tak wyszło. Tęsknie za tobą, za tym kiedy byłyśmy
przyjaciółkami
Courtney:
(znowu odwraca głowę) Prawdziwa przyjaciółka nie odbiera przyjaciółce jej
chłopaka!
Gwen:
(znowu przechodzi na stronę, na której Courtney odwróciła głowę) Masz w stu
procentach rację. Tylko pamiętaj też, że prawdziwa przyjaciółka przebacza
przyjaciółce nawet to najgorsze
(Courtney
na chwilę otwiera oczy i niezadowolona patrzy na nią. Następnie nic nie
odpowiada i znowu zamyka oczy)
Gwen:
(wzdycha) Już nie wiem, co mogę więcej zrobić. Ja nie chce, żebyś była moich
wrogiem (wyprostowała się) Kiedy byłam z Duncan'em on ciągle o tobie wspominał.
Courtney to, Courtney tam to, czy Courtney nas widzi, czy Courtney jest o nas
zazdrosna, jaką ma teraz Courtney minę, co teraz Courtney robi i tak w kółko
Courtnet:
(zaskoczona otwiera oczy i mówi szczęśliwa) Wspominał o mnie? (jej szczęście
przechodzi i dalej jest zdziwiona) To znaczy... naprawdę?
Gwen: Już
nie mogłam z nim wytrzymać. Miał chwilę słabości, żeby zdradzić Cię o to że za
dużo od niego wymagałaś
(Courtney
otwiera usta aby coś powiedzieć, ale Gwen nie dopuszcza jej do głosu)
Gwen:
Poczuł się poniżony, dlatego chciał pokazać Ci że wcale nie jest najgorszy.
Gdyby Ci powiedział wprost o co chodzi to wściekłabyś się na niego i byłoby
jeszcze gorzej. On ma obsesje na twoim punkcie. Mogłabyś z nim dalej być, ale
tak żebyś trochę przystopowała
Courtney:
(zła) On jest głupi czy co?! Nie chce z nim być! Jeśli myśli, że pójdę do niego
i padnę na kolana o to żeby do mnie wrócił do nie ma mowy! Nie będę się
poniżać. Jeśli to prawda o czym mówisz to niech do mnie przyjdzie i mi powie
wprost czego chce (uspokaja się) Przebaczam Ci Gwen, nie chce więcej sporów z
tobą
Gwen:
(zadowolona) Serio?! Oh Courtney nawet nie wiesz jak się cieszę!
(Courtney
uśmiechnęła się. Obie dziewczyny na zgodę przytulają się)
*kibelek
zwierzeń*
*Courtney:
(nie tryska radością) Taak... to co powiedziała mi Gwen doprowadza mnie do
szału. Chociaż z jednej strony jestem jej wdzięczna, że Duncan po tylu latach
okazał się takim prymitywnym człowiekiem. Teraz zastanawiam się czy nawet chce
rozmawiać z Duncan'em... jakoś czuje do niego samą nienawiść. Moje uczucia
prędzej idą w stronę Scott'a... znaczy się to jego uczucia idą w moją stronę...
znaczy się... (zdesperowana) Ah! Milion najważniejszy!*
*Gwen:
(szczęśliwa) Tak długo czekałam, aż mi Courtney wybaczy! Jak dobrze, że się
wreszcie udało! W ramach przeprosin spiknę ją z powrotem z Duncan'em. Wiem, że
powiedziała, że nie chce z nim być, ale możliwe, że jak sobie pogadają to wróci
wszystko do normy. Chce, żeby między naszą trójką zaistniał pokój*
Courtney:
(puszcza się jej) Nie widziałaś może Scott'a?
Gwen: Nie.
Nie szedł nawet tędy
Pierwsze
piętro... Korytarz...
Zoey:
(przywiązuje linę do podnośnika) Gotowe
Lindsay:
(mruży jedno oko) To tyle?
Cameron:
Nie mamy więcej rzeczy, żeby coś stworzyć
Zoey: Plan
jest taki. Któryś z nas wejdzie na podnośnik i pojedzie na drugie piętro. Kiedy
już będzie na górze to przywiążę drugą linę do żyrandola, który znajduje się
idealnie nad podnośnikiem. Linę z podnośnika odwiąże i przywiąże do liny, która
będzie wisieć z żyrandola tak, żeby ją przedłużyć. Gdy zauważy, że psy już
biegną złapie się liny i psy wejdą na podnośnik. Jak będą jechać na dół, reszta
złapie się przedłużonej liny i wdrapie na drugie piętro
Cameron: To
po co przywiązywałaś linę do podnośnika skoro trzeba będzie ją odwiązać?
Zoey: Ze
względu na bezpieczeństwo. Gdyby ktoś z nas nie zdążył przywiązać liny do
żyrandola zawsze może chwycić się tej i jakoś zablokować podnośnik. Tylko to
wiąże się z tym, że wtedy chyba nie będziemy mieli możliwości dostania się na
drugie piętro, no zależy jaka przestrzeń pozostanie między podłogą a
podnośnikiem
Lindsay:
(zdezorientowana) Jakie to jest skomplikowane
Zoey:
(podeszła do Mike) Mike (dotknęła jego ramienia) Zrobisz to? (wręczyła mu linę)
Mike:
(gładzi włosy) Nie Mike, tylko Arentino, mój kwiatuszku
(Cameron popatrzał
się na na niego)
*kibelek
zwierzeń*
*Cameron: Przyjrzę
się tej postaci bliżej, czy Mike jest pewny swojej decyzji*
Mike
'Arentino': Oczywiście, że zrobię to Zoey, skarbie. Ja się niczego nie boję i
żadne niebezpieczeństwo mi nie straszne, a właściwie to jestem pewny, że
wszystko się uda (robiąc salto do tyłu skacze na podnośnik)
Zoey:
(uśmiecha się) Whoa! Dalej Mi... Arentino!
(podnośnik
zaczął się podnosić do góry)
Cameron:
(tyrpie Zoey) Zoey chciałem Cię o coś zapytać
Zoey:
(odwraca się do niego) Tak Cameron?
Cameron:
(nieśmiało) Czy ty… wolisz Arentino niż prawdziwego Mike?
Zoey:
(krzywi się) Co? Nie! Skąd Ci to przyszło do głowy?
Cameron:
(śmieje się z ulgą) A to taka śmieszna historia, bo Mike myślał, że wolisz
Arentino
Zoey:
(uśmiechnęła się) Wole na tysiąc procent Mike. On jest niezastąpiony
Drugie
piętro...
(podnośnik
prawie jest na miejscu, jednak Mike 'Arentino' blokuje podnośnik ściągając buta
i wkładając go między wolną przestrzeń)
Pierwsze
piętro...
Cameron:
(zaskoczony zauważa Mike 'Arentino') Co on robi?!
(Zoey i
Lindsay też to zauważają)
*kibelek
zwierzeń*
*Mike
'Arentino': Nie będę dłużej czekał za nim Cameron mi pomoże, bo wydaje mi się,
że wiem co mam zrobić. Czas pozbyć się Mike*
Drugie
piętro...
(Mike
'Arentino' zarzuca linę na żyrandol. Chwyta za koniec liny i ciągnie ją do
siebie)
Zoey i
Cameron: (słychać ich wystraszone głosy z dołu) ARENTINO, UWAŻAJ!
(żyrandol
się urywa prosto na Mike 'Arentino'. Przygnieciony chłopak leży nieprzytomny)
Pierwsze
piętro...
Lindsay:
(krzyczy podekscytowana) Pieski są już blisko!
Zoey: Idę
mu pomóc! (wskoczyła na linę i zaczęła się wdrapywać)
Cameron: (wystraszony)
Nie zdążysz Zoey!
Zoey:
(szybko się wspina. Zauważa, że psy są już przy Mike 'Arentino' i krzyczy
zrozpaczona) MIKE! (zatrzymuje się w połowie liny)
(psy
podbiegają do Mike 'Arentino' i zaczynają go obwąchiwać. Nagle w pisku odsuwają
się i uciekają)
(Zoey
kontynuuje wspinaczkę)
Drugie
piętro...
Zoey:
(wchodzi na podnośnik. Łapie za żyrandol i odrzuca go gdzieś na korytarz drugiego
piętra. Następnie kuca przez Mike 'Arentino' i w dłonie chwyta jego głowę)
Mike! (smutna zaczyna głaskać go po głowie)
Mike
'Arentino' (otwiera oczy) S-straciłem przytomność?
Zoey:
(uśmiecha się lekko) Tak Mike (spada uśmiech z jej twarzy) To twoje wcielenie
zrujnowało cały plan!
Mike
'Arentino': (wstaje i pomaga również wstać Zoey) Znowu do mnie mówisz Mike?
(zaskoczony) Wcielenie? Czekaj! (chwycił za jej dłoń, a za chwilę puścił
krzycząc szczęśliwie) Udało się!
Zoey:
(zdezorientowana) Arentino?
*kibelek
zwierzeń*
*Arentino: Mike zniknął! Jestem wolny! (zadowolony) Oh
Mike twoje pragnienia się spełniły... (uśmiechnął się wścibsko) ...i moje też.
Tak zapatrzyłeś się w Zoey, że nie przewidziałeś nawet, że w 'dobrym' Arentino, może skrywać się zło Mal'a.
Może i Mal nie może wyjść na zewnątrz, ale wystarczy jego cząstka aby dużo
zdziałać*
(Cameron i
Lindsay przybywają na drugie piętro)
Zoey:
(zawiedziona) Oh Cam, zobacz tylko co się stało. Nie ma Mike jest tylko
Arentino
Arentino:
Spójrz na to inaczej mała (obejmuje jej ramiona przyciągając ją bliżej siebie)
Teraz będę doskonały dla Ciebie!
Zoey: (zła)
Nie wiem czy będziesz (wychodzi z uścisku)
Arentino:
Czy powiedziałem coś nie tak? (klęka przed Zoey) Proszę słoneczko, wybacz mi
nie chciałem Cię uradzić
Zoey:
(zmieszana) Ha... ha... nie rób scen Arentino (zarumieniła się)
(Arentino
wstaje)
Lindsay:
Jakich scen? On próbuje być romantyczny
Cameron:
(ignoruje to) Ludzie! Wykorzystajmy okazję kiedy psów nie ma i przeszukajmy
szybko to piętro
Zoey: Dobrze
mówisz Cam
(wszyscy
poszli w prawo)
Piwniczka...
(Zielony
ufoludek przykleja Anne Mari’e do sufitu)
Anne Maria:
(zła) Wypuść mnie ty przebrzydły stworku!
Zielony
ufoludek: (stoi na suficie obok niej) Nie
Anne Maria:
(zdziwiona) Ty gadasz? (znowu zaczyna się wkurzać) Przez Ciebie tracę cenny
czas, w którym mogę znaleźć milion!
Zielony
ufoludek: A co mnie to interesuje?
Anne Maria:
A czemu mnie więzisz?
Zielony
ufoludek: Żebyś została wyeliminowana
Anne Maria:
(poszerza oczy) Co?! (zaczyna się wiercić) Ja Ci dam wyeliminowana! Sama Cię
zaraz wyeliminuje jak tylko stąd się uwolnię!
Zielony
ufoludek: (śmieje się) Hahaha! Łatwo nie ma! (zeskakuje na dół)
Anne Maria:
Gdzie ty idziesz?!
Zielony
ufoludek: (zatrzymuje się i ściąga maskę z głowy) Po wygraną! (idzie dalej)
Anne Maria:
(wściekła) Ah! Jak Cię dorwę to Ci się ode chce takich gierek!
Kamerostacja...
Chris: (je
ciastka, którymi się za chwile zakrztusza) Co?! (patrzy na ekran, na
poruszającą się osobę w kostiumie ufoludka) Chef'ie! Nieproszony gość wtargnął
na teren!
Chef:
(przychodzi) Jak myślisz, że ja będę biegać po całym zamku i szukał tej osoby
to się grubo mylisz!
Chris: Ale
trzeba coś z tym zrobić!
Chef: Ta
osoba jest chora psychicznie! Daj mi spokój!
Chris: Może
i tak, ale również może znać wszystkiego zakamarki tego zamku!
Chef:
(przewraca oczami) Czym ty się przejmujesz?
Chris: W
sumie... co mi tam to oni się będą męczyć, a nie ja
(Chef
odszedł)
Drugie
piętro... Korytarz...
(Courtney i
Gwen idą powoli przed siebie)
Scott:
(słychać z oddali jego krzyki) Aaaa!
Courtney: (zatrzymuje
się) To Scott!
(Gwen
również się zatrzymuje)
Scott: (dobiega do nich i się zatrzymuje.
Dysząc opiera ręce o kolana) Nie... biegnie... już... za mną?!
Courtney i
Gwen: (zdziwione) Kto?
Scott:
(łapie oddech i się prostuje) Twój chłopak Gwen
Gwen:
Duncan? On już nie jest moim chłopakiem
Courtney:
(podnosi brwi do góry) Dlaczego on miałby Cię gonić Scott?
Scott:
(niezadowolony) Coś chodziło mu o Ciebie, że na mnie zwracasz uwagę (figlarnie
się uśmiecha i zbliża do Courtney. Przysuwa ją do siebie) Zresztą mu się nie
dziwie, ty mój nowy chłopaku.. znaczy ja jestem twoich chłopakiem... znaczy-
Gwen:
(poszerza oczy) Chodzicie ze sobą?!
Courtney:
(z szokowana) Nie! To znaczy zgodziłam się na chodzenie, ale... Scott mieliśmy
z tym zaczekać!
Scott: Po
co z tym czekać skoro pasujemy do siebie?
Courtney:
(odsuwa się od niego) Ponieważ (mówi szybko) Muszę załatwić jedną rzecz
Scott: (z
niedowierzaniem) Co może być tak ważniejsze, że zakłóca drogę do naszej
słodkiej miłości?
(Courtney
zakłopotana robi tylko bezbronną minę. Scott patrzy na nią uważnie wyczekując
aż coś powie)
*kibelek
zwierzeń*
*Courtney:
(zmieszana) Przecież mu nie powiem, że główną przeszkodą jaką stoi między tym
aby zapoczątkować nasz związek to nie chęć dzielenia znalezionego miliona na
pół! Wyjdę wtedy na egoistkę*
Scott: (z
niecierpliwiony) Doczekam się w końcu odpowiedzi?
(nagle
zaczęła trząść się podłoga)
Gwen:
(wystraszona) Co się dzieje?!
(nagle
między Courtney a Scott'em i Gwen pojawiła się ściana odgradzająca ich)
Gwen: Co to
ma być? (dotyka się ściany)
Courtney:
(po drugiej stronie) Gwen? Scott? Jesteście tam?
Gwen: (po
drugiej stronie) Tak, jesteśmy. Nie wiem co się stało, ale musisz sobie jakoś
poradzić sama Courtney!
Scott: (po
tej samej stronie co Gwen) Czekaj! Nie odpowiedziała mi na pytanie!
Courtney:
(po drugiej stronie) Później Ci powiem Scott! A teraz nie ma czasu na takie
rozmowy (odeszła od ściany idąc w lewo, w jedyną jej drogę)
Scott:
(dotyka się ściany) Jak to nie ma czasu?! Courtney? Jesteś tam? Courtney?!
Gwen:
Musiała już pójść
Scott:
(wzdycha) Człowiek chce tylko przyśpieszyć szczęście, a tu się nie udaje
(puszcza się ściany)
Gwen: Jeśli
mogę spytać... co zaszło między tobą a Courtney?
Scott:
(niezadowolony) A jaki ty masz w tym interes?!
Gwen:
(zdziwiona) N-nie zrozum mnie źle, ja chce dla was dobrze
Scott:
(idzie mijając ją) Nie ufam Ci, więc nie będę o mnie i o Courtney opowiadać. Po
za tym nie przeszkadzaj mi i daj mi działać solo (poszedł przed siebie)
Gwen:
(podnosi jedną brew do góry) Kolo z takim podejściem daleko nie zajdzie
Piwniczka...
(Jo i Brick
schodzą po schodach na dół do piwniczki. Zauważają Anne Mari'e)
Anne Maria:
(zadowolona uśmiecha się widząc walizkę) Jo! Brick! Przyjaciele! Jak dobrze was
widzieć!
Jo: (patrzy
do góry) Jacy znowu przyjaciele?
Anne Maria:
Powiem wprost. Pomożecie mi?
Jo i Brick:
(mówią jednoczenie) Nie/jasne!
Jo:
(odwraca się do Brick'a) Powaliło Cię? Wrogowi chcesz pomóc?
Brick: Nie
możemy zostawić ją tak na suficie, nawet wroga nie zostawia się w potrzebie
Anne Maria:
Brick dobrze gada!
Jo:
(uśmiecha się wrednie) Masz może kluczyk?
Anne Maria:
(lekceważąco) A po co Ci to wiedzieć?
Jo: Zrobimy
tak. Jeśli masz kluczyk i nam go oddasz ściągniemy Cię stamtąd, jeśli nie masz
kluczyka robimy tył zwrot
Anne Maria:
Mam kluczyk, ale wam go nie oddam! Co jeśli będzie pasował do waszej walizki?
Mam przegrać?!
Jo: Decyzja
należy do Ciebie
Anne Maria:
(myśli) Zgoda!
Jo:
(wystawia dłoń) Najpierw kluczyk
Anne Maria:
A skąd ja mam mieć pewność czy nawet jak nie będzie pasował to mnie stąd
ściągniecie?
Jo:
Pewności nie masz żadnej. To jest Twój wybór
Anne Maria:
Najpierw mnie ściągnijcie to oddam wam kluczyk
Brick:
(odwraca się do Jo) Robi Ci to jakąś różnicę?
Jo: Tak.
Mimo tapety na twarzy i tony lakieru we włosach to ona nie jest taka głupia
Anne Maria:
Słyszałam!
Jo: No
trudno żebyś nie słyszała. To wybierasz?
Anne Maria:
(warczy) Ugh! Dobra! (wyjęła kluczyć i wręczyła Jo) A teraz mnie ściągnijcie!
Jo: (śmieje
się) Hahaha! Chyba żartujesz?
Brick:
(martwiąco) Może nie bądźmy tacy?
Jo: Jak
ściągniesz tego pudla to pomniejszą się nasze szanse!
Anne Maria:
(wściekła) PUDLA?!
Jo: (wsadza
kluczyk do walizki po czym wyjmuje, bo nie pasuje) Eh... to nie ten (daje
Brick'owi klucz)
Anne Maria:
Ale mnie wnerwiłaś Jo! Babochłop się odezwał, żeby wydawać mi opinię PUDLA!
Jo: (w jej
oczach pojawiają się płomyki ognia) BABOCHŁOP?!
Brick:
(zakłopotany) Erm... dziewczyny?
Jo:
(zaciska ręce w pięści) Zaraz jej przywalę! Będzie doskonałym workiem treningowym
na moje pięści!
Anne Maria:
Nie strasz, nie strasz Jo, bo to jeszcze bardziej sprawia, że masz cechy
faceta, a nie prawdziwej kobiety! Dresiara!
(w
Jo zaczyna się gotować ze wściekłości)c.d.n...