Scott zmrużył oczy. W głowie analizował słowa Duncana, które
zostały wypowiedziane przed sekundy- ‘jesteś
w tym samym celu co ja’. Jednak w dalszym ciągu nie wiedział o co chodzi. „Do
kogo dzwoniłeś?” spytał szybko
Duncan tylko zdenerwował się jeszcze bardziej „Nie zrobisz
ze mnie idioty!” wzmocnił uścisk
„Do KOGO dzwoniłeś?!” spytał Scott jeszcze raz
Te słowa kompletnie wyprowadziły Duncana z równowagi. Jednym
ruchem sięgnął po pistolet, który miał przyczepiony w pasie. Przyłożył go do
głowy Scotta. Drugą ręką dalej przyciskał go do szyby budki telefonicznej „Gdzie
ona mieszka?!” teraz to on zadał pytanie
Scott przełknął ślinę „Ale kto?!” zdezorientował się, w jego
głosie było słychać nutkę strachu
„Jeszcze raz pytam, gdzie ONA mieszka?!”
„ALE KTO?!” Scott wykrzyczał mu pytanie w twarz
Duncan opuścił broń z jego głowy, poluzował uścisk z koszulki,
a następnie uderzył go bronią w brzuch „GADAJ!” krzyknął z powrotem celując w
niego
Scott zwinął się z bólu „NIE WIEM KTO!” pisnął łapiąc się za
brzuch
Duncan spojrzał na niego uważnie. W końcu postanowił schować
broń „Chodź, idziemy załatwić mi garnitur na dzisiejszy wieczór” odrzekł
normalnie
Scott dalej pochylony i zwijający się z bólu spojrzał na
niego z niedowierzaniem. Czuł się jakby obok niego stał jakiś czubek. Najpierw
grozi mu bronią, a teraz każe iść z nim i to jeszcze po garnitur
Brunet z zielonym irokezem przewrócił oczami „Och przestań,
aż tak mocno Cię nie walnąłem”
Zbierając swoje siły Scott wyprostował się. Podszedł powoli
do Duncana „Słuchaj…” zaczął delikatnie „… nie daleko jest takie miejsce, gdzie
się tobą zajmą odpowiedni ludzie. Nie martw się, oni Ci pomogą dojść do
zdrowienia” wiedział, że tymi słowami może sobie zaszkodzić
„Uważaj, żebym ja Ciebie tam nie wysłał tylko na inny odział”
warknął i pociągnął go za sobą
Oboje szli w stronę miasta. Scott był przymuszono ciągnięty,
aż do momentu, kiedy dotarli pod sklep ‘Drogecenne’ . Na wystawie były manekiny
ubrane w drogie garnitury.
Duncan spojrzał najpierw na wystawę, a następnie na Scotta „Ile
masz kasy?”
„Jesteś kryminalistą i chcesz kupować, a nie ukraść?”
zadrwił
„Tak, ponieważ nie chce mieć na karku policji”
Scott sięgnął rękami do kieszeni, a z nich wyleciało na
chodnik tylko kilka drobniaków. Duncan z ignorował go i wszedł do sklepu. Scott
szybko podążył za nim.
„Po proszę, jakiś drogi garnitur odpowiedni na kolację, maleńka”
powiedział grzecznie Duncan do ekspedientki
Dziewczyna z zza lady zmierzyła go wzrokiem „Czyżby randka?”
podeszła i zaczęła mierzyć go
„Coś w tym stylu” odpowiedział cicho patrząc na Scotta
Ekspedientka poszła po odpowiedni garnitur
„Umówiłeś się z kimś tu w Mondrealu?” zdziwił się Scott. Do
głowy przyszła mu tylko myśl, że kiedyś
Duncan był chłopakiem Courtney i za nią szalał, a teraz umawia się z
kimś innym. To go pocieszyło, ale nie wiedział dalej o kogo może chodzić, bo
przecież wie, że tylko on mieszka w Mondrealu
Duncan nie odpowiedział mu na pytanie, bo akurat wróciła
ekspedientka z garniturem.
„Może pan przymierzyć” dziewczyna wręczyła mu do ręki czarny,
elegancki garnitur
„Nie będę mierzyć, wierze, że będzie dobry” odparł i
wyciągnął zawinięty plik pieniędzy
Scott, gdy tylko spojrzał na pieniądze, automatycznie
zaświeciły mu się oczy „Ej! Przecież to moje oszczędności na czarną godzinę!
Ukradłeś mi je!”
„Proszę nie zwracać uwagi na tego typa, jest psychicznie
chory” zaśmiał się Duncan i wręczył dziewczynie odpowiednią sumę pieniędzy
Scott zagotował się w sobie. W domku miał schowany dość
spory plik paru tysięcy dolarów, które miały mu przysłużyć w ciężkiej sytuacji
lub jeśli uzbierałby odpowiednią sumę to otworzyć własną farmę.
Duncan wziął torbę ze swoim zakupem i razem ze Scottem
wyszli ze sklepu. Scott miał ochotę go zabić za ukradzione pieniądze, ale
wiedział, że gdy podskoczy to ten wyjmie broń.
Brunet z zielonym irokezem spojrzał na zegarek „Możesz już
iść do domu leszczu, a ja jeszcze trochę zwiedzę miasto i udam się tam gdzie
mam się udać. Będę późnym wieczorem… albo już nigdy Cię nie odwiedzę. Zależy od
sytuacji"
„Dobra. Żegnaj i byle nie do zobaczenia” odparł Scott i
zrobił parę kroków w tył
Duncan bez słowa poszedł przed siebie w głąb miasta. Scott
zatrzymał się w pewnym momencie i się odwrócił. Patrzał w jaką stronę idzie
Duncan. Stwierdził, że po tym wszystkim nie może odpuścić. Ponownie zaczął
śledzić Duncana tylko tym razem jeszcze bardziej ostrożnie.
Wybiła godzina 8 wieczór. Biała limuzyna podjechała pod ‘Le
champerier’. Courtney wysiadła pod samymi drzwiami ekskluzywnej restauracji.
Była ubrana w fioletową , długą suknię i do tego miała fioletowe do łokci rękawiczki.
Weszła do środka restauracji.
„Pani Courtney?” spytał gościu przy drzwiach
„Owszem” odparła
„Pana Zinziberga jeszcze nie ma, ale może pani zająć miejsce
przy stoliku”
Courtney skrzywiła się „Och czy to takie trudne być
punktualnym? Ja się jakoś nie spóźniam. Cóż, proszę prowadzić do stolika.
Zaczekam” parsknęła niezadowolona i podążyła za mężczyzną
Chwilę później Duncan podszedł pod daną restaurację. Był już
ubrany w swój nowy garnitur. W dość sporej odległości szedł za nim Scott.
Duncan powolnym krokiem postanowił wejść do środka. Od razu przy drzwiach zaczepił
go ten sam gościu, co zaprowadzał Courtney do stolika.
„W czym mogę pomóc?” spytał mężczyzna mierząc wzrokiem
Duncana
„Czy jest już panna Courtney?” spytał wprost
Mężczyzna spojrzał do listy, którą trzymał w ręce, a
następnie znowu popatrzał na Duncana „Pan Zinziberg?”
„Kto?...” zawahał się kiedy usłyszał tak głupie nazwisko „To
znaczy… tak! To ja, we własnej osobie” uśmiechnął się
„Dużo się pan zmienił, nie poznałem pana” zdziwił się
mężczyzna
„Czas na zmiany, nie można cały czas tkwić w tym samym”
„Zaprowadzę pana do stolika”
„Nie trzeba” odezwał się szybko „Widzę ją stąd, sam do niej
podejdę”
„Jak sobie pan życzy” odparł mężczyzna i usunął się z drogi
W tym samym czasie pod restauracje podjechała druga limuzyna.
Wyszedł z niej Zinziberg, mężczyzna o blond włosach i mocno opalonej cerze. Był
ubrany w biały garnitur. Scott zauważył go i postanowił do niego podejść.
„Proszę pana!” zawołał Scott
„Tak?” odwrócił się Zinziberg zdziwiony
„Jestem pana fanem, czy mógłbym prosić o autograf?” spytał
Scott udając podekscytowanego
„Yyy nie mam teraz czasu, ponieważ umówiłem się, jestem już
spóźniony i…”
„Ale proszę! Mogę już pana nigdy nie spotkać!”
„No dobrze” przytaknął niechętnie
„Może podejdźmy tam kawałek za rogiem, tam będzie jaśniej”
Scott chwycił za ramie Zinziberga i zaciągnął go w uliczkę. Po paru chwilach
wyszedł przebrany w biały garnitur, który miał na sobie ubrany wcześniej Zinziberg
W środku restauracji Duncan podszedł za tył krzesła, na
którym siedziała z niecierpliwiona Courtney. Zasłonił jej szybko oczy
„Co się dzieje?!” spytała Courtney zaskoczona, że ktoś ją
łapie
Duncan nic się nie odezwał
„Jestem tutaj w celu interesów, a nie jakiś łapanek”
odrzekła dziewczyna
Duncan odsłonił jej oczy i podszedł z przodu
„CO?!” Courtney zszokowana krzyknęła jak jej oczom ukazał
się Duncan „Jak to możliwe, że tu jesteś?!”
„Wszystko jest możliwe” odparł drażniąco
„Wychodzę!” odrzekła i próbowała wstać, ale Duncan
przytrzymał jej ramiona i posadził z powrotem na krześle
„Jak już tu jesteśmy to nie marnujmy tej okazji i nie róbmy
zamieszania” usiadł na krześle naprzeciwko niej
Courtney spojrzała, że Duncan ma na sobie markowy garnitur „Pff,
ukradłeś garnitur?” parsknęła
„Kupiłem” odpowiedział szczerze z uśmiechem
„Ale pewnie pieniądze ukradłeś, żeby kupić taki garnitur, na
który normalnie nie było by Cię stać”
Duncan lekko się skrzywił „Coś w tym sensie”
Do środka wszedł Scott. Od razu mężczyzna wyskoczył z
pytaniem
„W czym mogę pomóc?”
Scotta nie odpowiedział. Jego uwagę przykuł stolik, przy
której siedzieli Courtney i Duncan. Był bardzo zdziwiony co zobaczył, nie
spodziewał się takiego widoku „Courtney!” krzyknął
Courtney i Duncan usłyszeli go i od razu spojrzeli na niego
„Scott?” zdziwiła się dziewczyna „Scott, Duncan, co wy tu u
licha robicie?!” wstała od stolika
Scott przepchnął się przez mężczyznę i podszedł szybko do
Duncana
„Nie wolno wejść nikomu kto nie okaże swej godności!”
krzyknął nadaremnie mężczyzna „Ochrona!”
Scott w złości chwycił Duncana za gardło „Ty gnoju! Chciałeś
się spotkać z Courtney!”
Duncan próbował się jakoś bronić „Nie udawaj, że nie
wiedziałeś o tym frajerze!”
„Nie wiedziałem, że Courtney tutaj jest! Gdybym wiedział
nigdy nie pozwoliłbym Ci się do niej zbliżyć!”
„Gdzie ona jest? Gdzie Courtney?!” spytał Duncan rozglądając
się po restauracji
Nagle kilku umięśnionych ochroniarzy chwyciło Duncana i
Scotta za kołnierz. Mężczyźni wyrzucili ich z restauracji na chodnik. Oboje
zobaczyli tylko odjeżdżającą biała limuzynę.
„I co teraz?” spytał Scott
„Mnie się pytasz i co teraz?!” warknął Duncan podnosząc się „Najlepiej
jakbyś mi zszedł z drogi!” w desperacji chwycił za broń i po raz kolejny
wymierzył w stronę Scotta
c.d.n....
Świetne! Pisz tak dalej. Mam nadzieję, że w tym opowiadaniu będą występować także inni uczestnicy Totalnej Porażki
OdpowiedzUsuńE głąby! Nie zabijac się tak nawzajem! Nie wierze że coś jeszcze potrafi mnie tak wciagnąć! xd Miałam pisać swój rozdział a jednak siedze tu i czytam twój! Brawo! Masz jeszcze to coś :D I nie moge się nadziwic tymi krótkimi lecz zwięzłymi i niezanudzajacymi opisami! Masz dar i błagam ... pisz dalej! <3
OdpowiedzUsuń